Przedwczoraj byliśmy znowu na wycieczce wysoko w górach. Nie było to bardzo daleko od naszej wsi. Pojechaliśmy tam samochodem. W Kurdystanie na prawie każdą górę można wjechać. Jeżeli nie na samą górę, to wysoko na przedgórze. Tata mówił, że to pozostałość po wojskach irackich, które walczyły z kurdysjkimi partyzantami. Pojechaliśmy z Talibem, Dilshadem i Aramem, czyli z ochroniarzem i kuzynami. Mieliśmy taki plan,by stamtąd później pójść pieszo do domku letniego mojego wujka Aliego. Nie mieszka tam tylko ma tam działkę i malutki domek. Jak wjechaliśmy na góre to zatrzymaliśmy się, by poszukać trochę rewazu ( coś w rodzaju naszego rabarbaru). Aram zszedł niżej i zebrał nam całą torbę tej rośliny. Rewaz je się najczęściej z solą, ale niestety zapomnieliśmy, żeby ją ze sobą zabrać, więc jedliśmy bez niej. Bardzo mi to smakuje. Kurdowie najczęściej kwaśne owoce jedzą z solą, np kwaśne granaty. Po jakimś czasie wyruszyliśmy z Tatą w kierunku domku Aliego. Po drodze zobaczyliśmy węża, który przepełznął pod nogami mojego taty i żółwia, który nie wiem jak wytrzymuje, bo ma daleko od wody. Byliśmy spragnieni i po drodze piliśmy wodę ze źródła, Taka woda jest bardzo zimna! Szliśmy ok. 1,5 godzin i byłem dosyć zmęczony, bo droga prowadziła w dół i w górę.
Cieszyłem się widokiem gór, bo to był w zasadzie ostatni dzień mojego pobytu. Jutro rano wyjeżdżaliśmy do Erbilu i stamtąd w nocy wylatywałem do Istambułu.
|
Jemy rewaz
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz